Dzisiejsza data:

„doktor Judym” z Parczewa

(1891 Lublin – 1947 VI 7 Otwock)

 

Jedną z najbardziej zasłużonych postaci dla parczewskiego życia społecznego jest przedwojenny lekarz - Zygmunt Tomaszunas. Miał on korzenie litewskie (jego ojciec w końcu XIX wieku przyjechał do Lublina z okolic Kowna, ożenił się z Polką), stąd charakterystyczne  nazwisko.

Po studiach medycznych (w 1915 ukończył Uniwersytet Warszawski) Zygmunt Tomaszunas został wzięty do wojska - najpierw rosyjskiego, później już polskiego. Brał też udział  w wojnie polsko - bolszewickiej w 1920 roku. Po wojnie kontynuował praktykę w Lublinie jako lekarz kolejowy (specjalizował się w ginekologii). Prawdopodobnie z uwagi na lepsze zarobki w 1922  przeniósł się do Parczewa. Miało to być krótkie zastępstwo  a został tu praktycznie do końca życia.

W Parczewie zamieszkał z rodziną na ulicy Kolejowej (róg Kolejowej i dzisiejszej ul. Władysława Jagiełły), w domu Kaczyńskich. Z jednej strony domu był gabinet i poczekalnia, z drugiej mieszkanie. Przyjmował pacjentów dzień i noc, bo wyjeżdżał też w teren (początkowo bryczką, później już "Fordem", który prowadził kierowca), również do nagłych wypadków i porodów. Niejednemu parczewiakowi pomógł przyjść na świat, niektórzy do dziś z sentymentem mówią o tym, że zawdzięczają mu życie.

Jak wspomina jego córka, Biruta Fąfrowicz (ur. w 1926, profesor medycyny, specjalista od chorób płuc)  - przed domem zawsze było pełno koni, furmanek, którymi przywożono chorych. Doktor leczył wszystkich - bogatych (objeżdżał okoliczne majątki: Siemień, Glinny Stok, Jabłoń) i biednych, których często jeszcze wspomagał finansowo, jeśli nie stać ich było na leki. Zawsze cierpliwy i uśmiechnięty, choć przez pracę niewiele miał czasu dla rodziny. Musiał być wszechstronny, więc np. zdarzało mu się amputować nogę. Miał dużo pracy również z tego powodu, że do początku lat 30-tych był jedynym lekarzem w okolicy, podobno leczył też aż we Włodawie. A najbliższy szpital był wtedy w Radzyniu Podlaskim.

Własnym sumptem wykształcił położną, Zuzannę Korolewską, która potem z nim pracowała. Założył pierwszą w Parczewie ubezpieczalnię społeczną (ówczesną kasę chorych) oraz przychodnię, w której leczył dzieci chore na gruźlicę i jaglicę. Był ogólnie szanowany i przez Polaków, i przez Żydów. We wspomnieniach jego córki powraca biszkopt, jaki z okazji żydowskich świąt przysyłał parczewski rabin, z napisem „Naszemu doktoru – rebe". Kiedy w lesie napadli doktora bandyci i dopiero po chwili zorientowali się, że to on, puścili go ze słowami „My naszego kochanego pana doktora nie możemy okradać”.

Okupacja zastała go w Warszawie, gdzie pojechał leczyć się z kamicy nerkowej. Został tam do grudnia 1939 i pomagał w szpitalu im. Piłsudskiego, potem wrócił do Parczewa. Oprócz tego, że miał oficjalną praktykę, po kryjomu prowadził szkolenia sanitariuszek AK, leczył Żydów i partyzantów (wydawał im lewe zaświadczenia, że są chorzy na gruźlicę - Niemcy się jej bali i takich ludzi nie ruszali). Prawdopodobnie sam wtedy zaraził się gruźlicą. Kiedy w 1946 leżał w szpitalu w Lublinie, wykryto prątki i już nie mógł pracować. Leczył się później w Otwocku i tam zmarł 7 czerwca 1947 roku.  Został pochowany na warszawskich Powązkach.

Żona i dzieci zostały bez pieniędzy (jak mówi pani Biruta - nikt nie chciał w to uwierzyć), bo przed wojną doktor wszystko inwestował w edukację swoich braci, pomagał krewnym finansowo. Inny parczewski społecznik - Apolinary Nosalski - przyznał mu miano „doktora Judyma”.

W 2012 imieniem Zygmunta Tomaszunasa została nazwana jedna z ulic w Parczewie. Na parczewskim cmentarzu znajduje się też grób jego ojca, Franciszka.

Marta Goździk

Grafika losowa